Odcinek 7: Pierwsza miłość Tommy’ego

Park tętnił życiem, studenci wylegiwali się na kocach korzystając z letniego słońca i weekendu, rodziny z dziećmi urządzały pikniki. Z poziomu wejścia nie było widać żadnej wolnej ławki, więc opierając się o filar bramy Jessie przyglądała się idyllicznemu obrazowi, żałując, że nie wzięła ze sobą aparatu. Może nie będzie tu tak źle. Park wydaje się piękny. Widzę setki okazji do świetnych fotek. – pomyślała, skupiając uwagę na fontannie znajdującej się na środku małego, wybrukowanego skweru. Początkowo jej wzrok tonął w strumieniach wody, jednak po chwili coś zaburzyło zwyczajne piękno marmurowej ozdoby. Postać o niebiesko-białych łuskach wskoczyła do wody, podskakując radośnie. W pierwszym momencie Jessie uznała, że to jakieś dziecko dokazuje, jednak po chwili zdała sobie sprawę, że dziewczyna musiała być mniej więcej w jej wieku. Ubrana w krótkie spodenki i górę od bikini chlapała wodą i zdawała się uciekać od masywnie wyglądającej tygrysicy o śnieżnobiałym futrze. Kocica obróciła się plecami do swojego celu udając, że się poddała, tylko po to ,by wykonać gwałtowny zwrot i pochwycić swoją ofiarę. Zarzuciwszy ją przez ramię spojrzała przepraszająco na wszystkich wokół i odeszła w swoją stronę z towarzyszką chichrającą się na jej ramieniu. 

Skonfundowana Jessie przyglądała się parze do momentu ich zniknięcia za rogiem, po czym wróciła do obserwacji reszty parku. Nikt nie zdawał się szczególnie przejmować wydarzeniami sprzed chwili. W oddali dostrzegła Candy pchającą wózek, mały Tommy zdawał się być zajęty samochodzikiem trzymanym w malutkich łapkach. Pomachała im i powoli ruszyła w ich stronę. Gekonka nie miała na dzisiejszy dzień żadnych planów. Na szczęście napisała do niej tygrysica z propozycją spotkania i wyjścia na kawę. 

Zauważywszy Jessie maluch odłożył zabawkę na bok siedziska i wyciągnął do niej łapki.

– Essi! Essi!

– Zapamiętałeś moje imię, Tommy? – Jessie przyklęknęła do niego, szczerze zaskoczona i delikatnie pogłaskała go po głowie. Ten zastrzygł uszami i zamruczał delikatnie.

– Oj, bardzo mu przypadłaś do gustu. Od wczoraj ciągle pyta czy będzie “ciacia Essi”. – Tygrysica zaśmiała się ciepło. – Hej kochana, jak minęła pierwsza noc w nowym domu?

– Średnio, nie potrafiłam zasnąć. Ale jest już lepiej. Widoki takie jak ten park są z pewnością pocieszeniem – ręką wskazała na otaczający ich obraz. – Ale zrobiłam dobre “drugie wrażenie” na współlokatorce, więc to już jakiś postęp. – Gekonka uśmiechnęła się niezręcznie i poprawiła kapelusz spoczywający na jej kasztanowych lokach.

– Musisz mi koniecznie wszystko opowiedzieć. To gdzie idziemy usiąść? Napiłabym się czegoś, Tommy też, obiecałam mu coś dobrego.

– Hmmm… Widziałam w okolicy kawiarnię, taką z niebieskim logo, ale nie pamiętam nazwy. Może tam spróbujemy?

– Ja znam tylko herbaciarnię, o, tam, niedaleko, ale chętnie spróbuję czegoś nowego. 

– Candy… Przepraszam, nie chcę wyjść na niegrzeczną… – Jessie wypaliła znienacka, jednak praktycznie od razu zacięła się, nie potrafiąc wydusić z siebie meritum swojej wypowiedzi.

– Mów moja droga. Niezależnie od pytania, nie obrażę się – głos tygrysicy był ciepły i delikatny, wręcz matczyny.

– Bo… Chciałam spytać, czemu w ogóle zaproponowałaś spotkanie? Znaczy, ja absolutnie nie mam nic przeciwko. Jest mi bardzo miło, ale na pewno są ciekawsze osoby, i ja w ogóle ledwie tu przyjechałam i nikogo nie znam. Nie jestem też zbyt ciekawą osob… – przerwała w połowie słowa, czując dłoń Candy na swoim ramieniu.

– Jessie, spokojnie. Nazwij to kobiecą intuicją, lub po prostu kaprysem. Chciałam się spotkać, zrobiłaś bardzo miłe pierwsze wrażenie, do tego widziałam, że przyda ci się malutkie wsparcie, a ja nie potrafię się powstrzymać i nie pomóc. Poza tym… – nachyliła się bliżej gekonki i wyszeptała. – Tommy chyba się zakochał, więc jak mogłabym odmówić własnemu synkowi spotkać się z jego wybranką. – Tygrysica wyszczerzyła się szeroko, po czym zaśmiała się głośno.

Jessie przez chwilę przetwarzała odpowiedź kocicy, cały sztorm emocji rozwiał się tak szybko jak się rozpoczął. Skinąwszy głową w cichym porozumieniu, spojrzała na malucha w wózku.

– Nie spodziewałam się, że z Tommiego taki romantyk – dodała z powagą.

– Lomantyk. – Maluch powtórzył, szczerząc się od ucha do ucha. 

– Dziękuję, Candy. 

– Nie ma za co, kochana. Idziemy na tę kawę? Może trafimy tam na jakiegoś amanta dla ciebie. – Tygrysica puściła oczko do Jessie, a ta uniosła się teatralnie.

– Och, nie mogłabym zdradzić mojego Tommy’ego. – Pochyliła się do malucha i pogłaskała go ponownie między uszami. Ten wyciągnął ku niej rączki by go podniosła. Spojrzawszy na Candy i uzyskaniu zgody wyciągnęła malucha z wózka i wzięła go na ręce. Ten wtulił się w piersi gekonki i objął jej kark.

– No i sprzedany. Masz podobny… rozmiar do mnie, więc tym bardziej mu to pasuje. – Tygrysica zaśmiała się, wskazując na swoje dość okazałe piersi, powodując rumieniec na brzoskwiniowych policzkach gekonki.

Kawiarnia była ledwie parę minut drogi dalej, tuż przed lokalem Jessie odłożyła malucha do wózka i przeciągnęła się lekko.

– Jest zaskakująco ciężki jak na malucha. Myślałam, że ma puchate futerko.

– To cecha tygrysów, niby koty ale jednak jesteśmy dość… konkretni. – Candy uśmiechnęła się dumnie i spojrzała na logo kawiarnii. Łuskowaty ogon i jego futrzany odpowiednik otaczające ziarnko kawy, wszystko w błękitnym kolorze. – Ładne logo. Ciekawa jestem jak jest w środku.

Wnętrze kawiarni zrobiło na nich bardzo przytulne wrażenie. Drewniane podłogi i front lady w kolorze ciepłego brązu, miękkie fotele oraz świeże kwiaty na każdym stole oddawały mocno domowe klimaty. Inni goście nie zdawali się zwracać uwagi na nowoprzybyłych, skupieni na rozmowach czy po prostu kawie. Jessie rozejrzała się po sali w poszukiwaniu wolnego stolika.

– O, tam, po lewej. Powinno być dość miejsca na wózek przy oknie. – Gekonka wskazała na wolne miejsca pod oknem. Jako jedno z siedzisk został wykorzystany parapet, naprzeciwko którego stał stolik i dostawione do niego dwa mniejsze fotele. 

Candy usiadła na jednym z nich, Jessie zaś usadowiła się na tym bardziej unikalnym siedzeniu. Tommy koniecznie chciał siedzieć tuż obok niej, próbując wspiąć się na parapet. Z pomocą tygrysicy wylądował w końcu na wymarzonym miejscu.

– Ładnie tu, bardzo przytulnie. – Jessie rozejrzała się po całej sali, co jakiś czas ubezpieczając malucha przed upadkiem z wysokiego miejsca.

– Z tym się zgodzę, choć herbaciarnia Jack’a ma trochę bardziej… naturalny klimat. Więcej roślin i kwiatów. 

– Witamy w Blue Tails! Proszę, oto nasza karta, a jeśli chodzi o ciasta to mamy dzisiaj brownie z orzechami, sernik baskijski oraz bezę z kremem kokosowym. – Lisica o stereotypowo rudym futrze wyrecytowała formułkę, przyjemnym acz lekko chrypliwym tonem głosu. Położyła na stole dwie karty i pomachała do małego tygrysiątka, które przyklejone było do szyby i zajęte obserwacją przechodniów.

– Och, sernik baskijski? Ciekawe, ja z pewnością będę chciała go spróbować. – Tygrysica mruknęła z zaintrygowaniem. – Czy dostępne są porcje dla dzieci?

– Ummm… – Lisica spojrzała przez ramię na wystawkę z ciastami i podrapała się w tył głowy. – Niestety nie. Choć może gdybym zapytała szefa…

– Nie trzeba, ja się chętnie podzielę z moim chłopakiem. – Jessie pogłaskała malucha po głowie, ten w odpowiedzi otarł się o jej dłoń i zamruczał głośno. – Co dla niego weźmiemy? – Zwróciła się w stronę Candy.

– Kochana jesteś. Cokolwiek z tych opcji, chyba bezę będzie lubił najbardziej, w domu często robię mu lizaczki bezowe w nagrodę.

– Beza w takim razie i czarna kawa dla mnie.

– Dla mnie coś z mlekiem. 

– A jakie ziarna do kawy? Jeśli panie pozwolą… – Lisica pochyliła się i otwarła menu. – Dzisiaj dostępne mamy Brazylisjką Fazenda Grande, Fazenda Roja z Salwadoru oraz Peru Lima Sun.

Miny obu kobiet musiały wyrażać wiele emocji, jednak żadną z nich nie było zrozumienie. Kelnerka uśmiechnęła się szeroko i dodała z przepraszającym tonem.

– Przepraszam najmocniej, panie są u nas pierwszy raz, prawda? Już śpieszę z wyjaśnieniem. Każda z kaw ma inny profil smakowy, choć dzisiaj wszystkie mają bardzo podobną bazę, a mianowicie czekoladę. Brazylijska celuje bardziej w rodzynki, Salwador w nuty wanilii i miodu, zaś Peru zawiera aromaty śliwkowe. Mam przez to na myśli naturalne smaki ziaren, nie są one w żaden sposób aromatyzowane czy dosmaczane.

– Wykłady jak u Jack’a w herbaciarni. – Tygrysica zaśmiała się i skinęła głową w stronę lisicy. – Oczywiście w pozytywnym sensie. Ja poproszę latte z Salwadorem, wanilia i miód brzmią cudnie.

– Ja poproszę Brazylię. 

– Jasne, a dla pana? – Lisica pochyliła się w stronę Tommy’ego.

– Ciekolada! 

– Obiecałam mu coś dobrego, czy macie może gorącą czekoladę?

– Tak, jak najbardziej. Za chwilę wszystko przyniosę. – Lisica skłoniła się i odeszła w stronę lady.

– Ale wstyd… – Jessie mruknęła pod nosem.

– Oj, przejmujesz się kochana. Próbujemy czegoś nowego, to się liczy! Uwierz mi, od dawna chodzę do tej herbaciarni i ciągle i tak dostaję takie wykłady. Już przestałam liczyć wszystkie gatunki zielonej herbaty. – Candy uśmiechnęła się szeroko. – Jestem ciekawa ich deserów, szczególnie tego czy są lepsze niż moje. – W jej oku błysnęła kompetytywna iskra. 

– Teraz to sama jestem… – Jessie przerwała w pół słowa. – Ale wielki…

– Co? Co jest wielkie? Sernik? – Candy przechyliła głowę, po czym odwróciła się by skierować wzrok w tą samą stronę co gekonka.

Obie kobiety skupiły wzrok na gigantycznej postaci w czarnej koszuli i brązowym fartuchu. Wielki wilk stał przy ekspresach do kawy i rozmawiał z lisią kelnerką.

– On musi mieć ponad dwa metry. To chyba jego wilczy ogon jest na logo. – Jessie wpatrywała się z fascynacją w psowatego za ladą.

Candy pozostawała w milczeniu obserwując wysokiego mężczyznę. Miał szerokie ramiona i wielki tors. Lekki brzuszek dodawał mu uroku, szczególnie w połączeniu z gęstą i kruczoczarną grzywą spływającą od czubka jego głowy aż do tyłka. Ten zaś miał być następnym celem “oględzin” jednak coś innego przykuło uwagę tygrysicy.

– Jessie. Spójrz na jego ogon. Miałaś tak jakby rację, ale nie do końca.

– Co? Jak to? 

Faktycznie, gekonka miała rację tylko połowicznie. Wydawało się, że ogon wilka był w logo, jednak nie ten, który zakładała. Zamiast wilczej kity z pleców mężczyzny wystawał ciężki, łuskowaty ogon. Obie spojrzały po sobie w zaskoczeniu i pochyliły się ku sobie.

– Hybryda? – Jessie spytała szeptem.

– Na to wygląda. Choć nie widziałam nigdy takiego połączenia. Muszę przyznać, że ciężko mi od niego oderwać wzrok. – Candy dodała z lekkim rumieńcem na policzkach. – Wielki, męski i dojrzały. Idealnie w moim typie.

Gekonka zaśmiała się cicho i spojrzała na Tommy’ego, który lekko zagubiony w tym co się dzieje próbował dołączyć do szeptanej rozmowy.

– Duzi pan. – Tygrysek skwitował temat merytorycznie i finalnie.

– Tak, bardzo duży pan. – Candy dodała z lekkim rozmarzeniem w głosie.

– Nowy tatuś. – Jessie zaśmiała się, jednak szybko pożałowała swojego żartu. – Przepraszam, ja nawet nie wiem jaka jest sytuacja…

– Spokojnie kochana, to tylko żart i fakt, małemu przydałby się tatuś. – Candy wzruszyła ramionami. – Choć spokojnie, przyszłyśmy tutaj na kawę i mamy ważniejsze sprawy na głowie. Miałaś opowiedzieć mi o Lucy. – Tygrysica próbowała odwrócić tory rozmowy z dala od swojej osoby.

Gekonka uspokoiła się, czuła się coraz pewniej przy Candy choć znała ją praktycznie od wczoraj. Opowieść o wydarzeniach poprzedniego wieczoru i dzisiejszego poranka zajęła ich uwagę na kilka minut, w trakcie których lisica doniosła do stolika ich zamówienie. Temat wilka zszedł na dalszy plan by skupić się na przygodach gekonki i opowieści o tym jak przekonała do siebie Lucy, gotując jej śniadanie.

– Oj zawsze to powtarzam, i to zawsze też się sprawdza. Przez żołądek do serca. – Candy przytaknęła w zamyśleniu. – Pierwsze wrażenie może było ciężkie, ale może nie jest taka zła na jaką się kreuje. Tylko nie daj się też wykorzystać kochana! 

– Tak, wiem. Choć na chwilę obecną potrzebuję jakichkolwiek przyjaciół, a szczególnie nie chciałabym mieć trudnych relacji w mieszkaniu, które wynajmuję…

– Mimo wszystko, dbaj o siebie. Bo jak nie… To szykuj się na wizytę tygrysiej mamy, ja zrobię porządek od razu! – Candy warknęła zadziornie i wysunęła pazury, w czym wtórował jej Tommy.

– Mlau. – Warknął niezdarnie, próbując naśladować mamę wprawiając obie kobiety w zachwyt.

Tygrysica spojrzała na ciasta na stole oraz na przyniesione im kawy. Tak bardzo wciągnęła je rozmowa, że nawet nie spróbowały. Wzięła więc widelczyk i ukroiła kawałek sernika. Po włożeniu go do ust jej wibrysy zatrzęsły się, oczy przymknęły, wskazując na głębokie zamyślenie. Jessie podążyła za jej przykładem i najpierw podała kawałek bezy Tommy’emu, a następnie sama zjadła.

– Świetne! – Gekonka uśmiechnęła się szeroko, jednak jej radości nie podzielał nikt przy stole. Nos Candy zmarszczył się delikatnie, maluch zresztą też wydawał się naburmuszony. – Coś nie tak? Oboje wyglądacie jakbyście zjedli starą rybę.

– Mlaaaau. – Tommy mruknął ponownie, wciąż naśladując swoją mamę. Choć gdy Jessie podała mu następny kawałek bezy, wsunął go bez zawahania.

– Nie jest to złe… Ale z pewnością mogłoby być lepsze. Ser jest zbyt suchy jak na baskijski i za słodki, powinien być bardziej serowy i lekko kwaskowaty. Jestem ciekawa czy sami pieką ciasta, czy zamawiają. – Tygrysica badała kawałek z każdej strony wzrokiem, obracając talerzyk w dłoni. 

– To może chociaż kawa będzie dobra. – Gekonka westchnęła lekko, zawiedziona wynikiem. Miała nadzieję, że wybrane przez nią miejsce nie okaże się klapą. Podniosła filiżankę ciemnego naparu i pociągnęła nosem. Goryczkowy aromat kawy rozlał się falą wokół niej, atakując zmysły. Na pierwszym planie oczywiście wybijała się po prostu kawa, jednak im dalej, tym więcej nut dochodziło do melodii zapachu. Czekolada, miód… I coś, czego nie mogła opisać. Napar pachniał jak gładki, miękki materiał. Wzięła delikatny łyk i tym razem to ona zamknęła oczy, smak rozpłynął się po całym języku, przyjemna gorzkość, posmak deserowej czekolady i słodkiego miodu, w tle delikatna kwasowość śliwek, wszystko gładkie jakby zawierało śmietankę. Odsunęła filiżankę i spojrzała na kolor naparu, nie było w nim ni krzty czegokolwiek przypominającego mleko. Wzięła kolejny łyk, kaskada smaków ponownie przejęła jej zmysły. Z trudem odstawiła kubek i spojrzała na tygrysicę rozmarzonym wzrokiem. – To… Zdecydowanie, definitywnie, najlepsza kawa, jaką w życiu piłam. 

– Och? Ciekawe. – Zaintrygowana wzięła łyk. Mleko w połączeniu z nutami wanilii i czekolady idealnie komponowało się w coś, co bardziej przypominało deser niż zwyczajną kawę. Candy zamruczała cicho i przytaknęła. – Nie pijam kawy zbyt często, ale faktycznie, jest fantastyczna. A jak twoja czekolada, Księciu?

Maluch próbował sięgnąć do stołu bezskutecznie, jednak z pomocą swojej ukochanej, która to przystawiła mu szklankę do pyszczka, udało mu się spróbować gorącej czekolady. Kiedy tylko gekonka odsunęła kubek, Tommy oblizał się zamaszyście i pomachał łapkami chcąc więcej.

– Jeśsie! Jeśsie ciem!

Ochy i achy nad jakością kawy, jak i narzekanie Candy na poziom ciast przerwały głośne kroki zmierzające w ich stronę. Wielki wilk zwinnie przesuwał się między stolikami, jego masywny ogon sunął za nim jak ślamazarny wąż, owijając się wokół nóg stołów i foteli. Candy szybkim ruchem poprawiła koszulę, wygładzając zagniecenia, i przygotowując się na pierwszy kontakt z wilkiem.

Dodaj komentarz

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany. Wymagane pola są oznaczone *