Odcinek 3: Pierwsze wrażenie

Patrząc przez wizjer w drzwiach Lucy przyjrzała się nowej lokatorce jeszcze przed otwarciem drzwi. “Wysoka jak cholera, będzie z metr dziewięćdziesiąt. A dupą i cyckami to może chyba zabić. Pytanie czy ma coś we łbie, czy to typowa dziunia. Sądząc po jej sukience i tych morelowych łuskach to wygląda jak Barbie w wersji “wieś tańczy i śpiewa”. No dobra, zaczynamy…” Lucy otwarła powoli drzwi, oparła się o framugę i spojrzała chłodno na czekającą przed drzwiami gekonkę.

– Ja nic nie kupuję, próbuj gdzie indziej. – Rzuciła od niechcenia. 

Chciała sprawdzić reakcję nowej i wprowadzić ją w zakłopotanie. Co też zakończyło się sukcesem. Gekonkę zatkało na chwilę, spojrzała na oposicę, potem na numer przy drzwiach. Na jej twarzy zaczęły pojawiać się ślady paniki.

– Znaczy, bo ja… Miałam tutaj… Czy to zły adres? – Głos Jessie zaczął się łamać. Nie tego się spodziewała.

– Dobra, właź, bo mi tu na zawał zejdziesz. Droczę się. – Lucy przewróciła oczami i otwarła drzwi w pełni. Reakcja jej nowej lokatorki była dość zabawna, jednak nie chciała żeby jej się zaraz rozkleiła ze strachu.

– Ufff… Bo już się wystraszyłam… – Jessie wciągnęła potężną walizkę do mieszkania. Wewnętrznie karciła się za zrobienie nie najlepszego pierwszego wrażenia. – Jestem…

– Jessie. Jessie coś tam. Tyle pamiętam z naszej rozmowy przez telefon. – Lucy wyszczerzyła się, kontynuując droczenie się z nową lokatorką. – Lucy Belacroix. – Wyciągnęła niedbale dłoń w stronę gekonki.

– Miło mi poznać cię na żywo, Lucy. – Jessie uśmiechnęła się nieśmiało i chwyciła wyciągniętą w jej stronę łapę. W głowie mieliła wszystkie możliwe zasady robienia dobrego wrażenia, więc uścisnęła dłoń mocno i skinęła głową.

– Ostrożnie z tym imadłem. – Lucy syknęła czując ból od silnego chwytu gekonki. Ten ustał prawie natychmiastowo. Jessie zarumieniła się ponownie i uśmiechnęła w ramach niezręcznych przeprosin. – Dobra, najpierw wycieczka po mieszkaniu. – Lucy rozejrzała się po salonie i wskazała na aneks kuchenny. – Tam jest kuchnia. Tutaj salon, telewizor, kanapa i balkon. – Beznamiętnie wyliczyła wskazując na poszczególne meble. – Łazienka jest na przeciwko balkonu. Twój pokój to ten po lewej, mój po prawej, tam. – Kiwnęła głową w stronę dwójki drzwi na jednej ze ścian salonu. Jedne były oklejone przeróżnymi naklejkami, głównie czarnymi z motywem czaszek i nazwami zespołów nieznanych Jessie, drugie zaś pozbawione były ozdób.

– O-okej. To ja się pójdę rozpakować. – Jessie odparła nieśmiało, chwytając za rączkę wielkiej walizki.

– Chwila. Jeszcze parę spraw. Po pierwsze, nie ruszaj mojego żarcia. Wiem dokładnie ile czego mam. – Lucy zrobiła groźną minę. – Po drugie, jeśli będziesz chciała tu sprowadzić jakiegoś kolesia to chociaż mnie uprzedź, żebym tego nie musiała oglądać. – Dodała, przewracając oczami. – No. I mam nadzieje, że lubisz metal. Żadnego, kurwa, popu, a za disco zabiję. – Lucy skwitowała swoją listę, uśmiechając się z przekąsem. 

– Rozumiem. Choć myślałam, że możemy się dzielić gotowaniem…

– Gotowanie? – Oposica zaśmiała się głośno. – Dobre, kurwa. Tutaj od gotowania jest Kucharz Mike. – Wskazała dumnie na kuchenkę mikrofalową.

– A. Ok. – Jessie zatkało, jednak nie chciała komentować dalej. Jej nowa współlokatorka wydawała się wystarczająco groźna i bez dodatkowego prowokowania. 

– No dobra. To wszystko. Witamy w Southbay i w ogóle. Poradzisz sobie? Tak? Super. – Lucy wzruszyła ramionami nie czekając na odpowiedź i ruszyła w stronę balkonu, po drodze wyciągając telefon z kieszeni. – No siema. Noooo… – Zdążyła powiedzieć do mikrofonu nim drzwi balkonu zamknęły się za nią.

Jessie pozostała jeszcze chwilę w bezruchu, przetwarzając wszystko, co wydarzyło się w ciągu ostatnich kilku minut. Jej współlokatorka z pewnością była dość… ciekawa. Gekonka zaczęła czuć jej dobrze znajome uczucie lekkości w głowie. Panika spowodowana całą sytuacją powoli zakradała się w tyle jej umysłu. Chwyciła mocniej rączkę walizki i ruszyła w stronę swojego pokoju. Jeśli zajmie się czymkolwiek, to nie będzie mogła zbyt wiele rozmyślać. Szybkim ruchem otwarła drzwi do swojego pokoju i wjechała bagażem do środka. Proste łóżko, biurko pod oknem, szafa na ciuchy i trochę wolnego miejsca, które planowała zająć sprzętem fotograficznym. Pokój był dość schludny i zadbany, choć surowy. Jessie otwarła walizkę i rozpoczęła proces wyciągania, segregowania i rozkładania całej zawartości. Nie wzięła wszystkiego co mogła, skupiając się jedynie na najpotrzebniejszych rzeczach, kierując się radą rodziców. Choć, znajdując się już w mieszkaniu docelowym, zastanawiała się, czy nie był to ich sposób na zapewnienie jej wizyt w domu rodzinnym. Lub brak zaufania w jej sukces. 

Jej rozmyślania szczęśliwie przerwało pukanie i głos Lucy.

– Wychodzę. Zostawiłam twój zestaw kluczy na blacie w kuchni.

Po chwili słychać było trzask drzwi wyjściowych po czym cisza.

No to zostałam sama. Na spokojnie skończę rozpakowywać się i może wyskoczę na jakieś zakupy. Nie mam nic do jedzenia, a wolę nie ryzykować dotykania jej rzeczy…

Najwięcej czasu zajęło rozkładanie rzeczy w łazience. Lucy faktycznie pozostawiła jej wolną półkę, jednak ta sama w sobie była dość niewielka jak na wszystko, co przywiozła ze sobą gekonka. Do samej pielęgnacji loków potrzebowała kilku kosmetyków, nie wspominając o jej łuskach i pazurach.

Ostatnia wizyta była w kuchni. Wstępnie wszystko wyglądało na zgodne z jej oczekiwaniami. Puste kubki po zupkach błyskawicznych, puste butelki po piwie, niedomyte szklanki po kawie i puszki po energetykach. Jessie zaczęła zastanawiać się nad nawykami żywieniowymi swojej nowej “koleżanki”, jednak liczyła, że otwarcie lodówki pozwoli jej choć trochę zmienić zdanie. Czy… czy to są same gotowe dania do mikrofali? – Gekonka nie mogła uwierzyć w to, co widziała. Lodówka, poza kilkoma butelkami piwa, była praktycznie pusta. Parę tacek z daniami do odgrzania i nic poza tym. Zaskoczona, zaczęła przetrząsać szafki kuchenne w poszukiwaniu jakichkolwiek śladów normalnego jedzenia czy chociaż przypraw. Bezskutecznie. Znalazła kilka saszetek z keczupem z jakiegoś fast-fooda, kawę i jakieś otwarte wino. Nie potrafi, nie stać jej, czy o co tutaj chodzi… – stan kuchni nie dawał jej spokoju. Dobra. Widzę, że zakupy będzie trzeba zrobić na poważnie. Może jak przygotuję jakieś prawdziwe jedzenie to będzie dla mnie milsza

Zgodnie ze swoim postanowieniem Jessie ruszyła na zakupy. Wycieczka do sklepu była też dobrą okazją na lepsze poznanie okolicy. Słońce powoli chyliło się ku zachodowi, chmury leniwie sunęły po pomarańczowej tafli nieba. Jessie przeciągnęła się stojąc przed wejściem do bloku i rozejrzała się wokół siebie. Pierwszy raz tego dnia czuła choć trochę spokoju. Delikatna aura zbliżającego się wieczoru i całkiem pokaźna lista odhaczonych obowiązków dodawała jej otuchy. Spojrzawszy na mapę w telefonie ustaliła, w którą stronę mniej więcej powinna się udać, ale tym razem chciała pozwolić sobie na mały spacer i zwiedzanie osiedla. Wysokie bloki dominowały bielą, jednak każdy z nich ozdobiony był innym kolorem w ramach akcentu. Blok, z którego wyszła łamał biały kolor ścian zielonymi pasami ułożonymi wzdłuż całego budynku. 

Osiedle znajdowało się pomiędzy biznesową, a sypialnianą częścią miasta, było więc swego rodzaju hybrydą obu. Budynki mieszkalne przeplatane były mniejszymi firmami i różnymi knajpkami i restauracjami. Tutaj też znajdował się Uniwersytet Southbay, więc wiele mieszkań było wynajmowanych głównie przez studentów. Mijając kolejne budynki, Jessie zanotowała w głowie kilka lokali do odwiedzenia w najbliższej przyszłości. Między innymi były to bar sushi, który już z daleka rzucał się w oczy dzięki pięknym ozdobom i kolorowej markizie, oraz sklep papierniczy, którego wystawka w oknie zachęcała pięknymi piórami wiecznymi. Zaciekawiła ją również kawiarnia z intrygującym logo. Łuskowaty i futrzany ogon, oba owijające się wokół ziarenka kawy. Dla Jessie, jak i dla wielu innych, kawa była głównie porannym paliwem, jednak możliwość spróbowania czegoś nowego była dość kusząca.

Po dotarciu do sklepu z żywnością zaczęłą rozważać ile rzeczy da radę przenieść za jednym razem. Pomimo tego, że nie wprowadzała się do pustego mieszkania, zapasy kuchenne były praktycznie zerowe. Jessie wzięła głęboki oddech i rozejrzała się po sklepie. Na szczęście sieciówka trzymała prawie identyczny układ w każdym mieście, więc odnalezienie wszystkiego nie powinno stanowić większego problemu. Wędrówka między alejkami zdawała się być bez końca. Co chwila przypominała sobie o czymś potrzebnym, dokładając do wózka coraz to nowe produkty. Bogowie, mam nadzieję, że mamy tam wszystkie garnki i patelnie. Na takie zakupy mnie nie stać… To znaczy, mogłabym odezwać się wtedy do właścicielki mieszkania… Ok, mamy przyprawy, olej, mąkę, ryż, jajka, trochę smarowideł, mleko owsiane… – Jessie wyliczała w głowie, stojąc przed półką z makaronami, kompletnie zatracona w analizowaniu swoich zakupów.

– Przepraszam, może pomóc? – Delikatny, męski głos przebił się przez jej letarg.

– C…co? A, oj, przepraszam… Zamyśliłam się. – Na jej morelowych policzkach zapłonął delikatny rumieniec, kiedy zakłopotana gekonka namierzyła źródło głosu. Przystojny mężczyzna, ubrany w elegancką koszulę i dobrze dopasowane spodnie uśmiechał się delikatnie. Ciepło jej policzków zdawało się jedynie potęgować, kiedy Border Collie przyglądał się jej w cierpliwym oczekiwaniu.

– Ach, jak najbardziej rozumiem. Widziałem, że nie możesz zdecydować się jaki makaron wybrać i chciałem służyć radą. Jaki rodzaj kuchni? Coś lokalnego, egzotyka, a może klasyczna kuchnia włoska? – Delikatność i ciepła barwa jego głosu były niesamowite.

– Znaczy, ja tylko… Robię zapasy. Nie myślałam o niczym konkretnym. – Jessie dodała zakłopotana.

– Zrozumiałe. Cóż, polecam w takim razie zdecydowanie gnocchi oraz spaghetti z tej firmy. – Złoty Border Collie wskazał na makarony w śnieżnobiałym opakowaniu. – Fantastyczne do wszystkich dań.

– Dziękuję bardzo za radę.

– Nie ma najmniejszego problemu. Cóż, życzę miłego wieczoru. – Uśmiechnął się i ruszył w swoją stronę zostawiając gekonkę na środku alejki w totalnej rozsypce. Czy on… mnie podrywał? Nie, na pewno nie. Nawet nie zapytał o numer telefonu. Na pewno dlatego, że zachowałam się jak idiotka. Bogowie, nawet nie potrafię odpowiedzieć jak normalna osoba. Ale był bardzo miły… No i przystojny… Nie. Stop. Dopiero co jeden związek się rozpadł. Nie mam zamiaru się pakować… – Jessie zaczęła kolejną wewnętrzną dyskusję, jednak po chwili potrząsnęła głową i postanowiła, że na takie przemyślenia będzie czas w mieszkaniu. Nie chciała ponownie gapić się jak sroka w gnat na środku sklepu. Delikatnie poklepała się po policzkach i ruszyła dalej, była dopiero w połowie wędrówki po alejkach sklepowych.

Dodaj komentarz

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany. Wymagane pola są oznaczone *