– Okej kochana, to mój przystanek. Bardzo miło było cię poznać! – Candy objęła Jessie szczerząc się szeroko. Lekko puszysta figura tygrysicy dodawała miękkości do uścisku.
– I wzajemnie, Candy. Jeszcze raz dziękuję za ciasto i za możliwość wygadania się. – Ostatnie słowa dodała z lekkim zakłopotaniem.
– Oj moja droga, nie przejmuj się. Takie trudne momenty zawsze mijają. Zobaczysz, jeszcze pokochasz to miasto tak, jak ja. Masz mój numer telefonu, więc gdybyś chciała pogadać to pisz śmiało. Ja i Tommy zawsze chętnie doradzimy. Prawda, Tommy? – Zwróciła uwagę malucha, który buntował się przed wsadzeniem do wózka, jednak jego wysiłek był daremny wobec pewnej ręki tygrysicy. – A teraz powiedz ładnie “papa”.
– Papa… – Maluch mruknął zrezygnowany, zapięty pasami w wózku.
– Ciebie też miło było poznać, Panie Tommy. – Jessie pochyliła się i podała dłoń kociakowi, który w mig zabłysnął promiennym uśmiechem. – Więc do zobaczenia, z pewnością będę pisać.
– Wpadnij na ciasto i herbatkę. – Candy uśmiechnęła się po raz ostatni i ruszyła w stronę drzwi wyjściowych wagonu.
Pisk kół i lekkie szarpnięcie, po czym pociąg stanął. “Southbay – Północ. Możliwość przesiadki na inne linie kolejowe oraz metro. Prosimy uważać przy wysiadaniu i dziękujemy za wybranie Linii Koralowych. Następna stacja Southbay – Centrum.” – komunikat z głośnika zakończył się tuż przed kontynuowaniem dalszej trasy. Jej przystanek znajdował się w południowej części miasta, więc miała jeszcze dobrych kilkanaście minut podróży przed sobą.
—
“Southbay – miasto leżące nad Oceanem Koralowym w południowej części Stanów. Liczba ludności sięga około 650 tysięcy, powierzchnia zaś liczy około 300 kilometrów kwadratowych. Znane głównie z turystyki i licznych festiwali kulturowych, od dawna przyciąga wszelkie rasy i kultury, tworząc jeden z większych amalgamatów etnicznych w kraju. Plaże Southbay uznawane są za jedne z najlepszych nad Oceanem Koralowym, są one również centrum sportów wodnych takich jak: windsurfing, surfing, nart wodnych czy wyścigów motorówek. Miasto podzielone jest na 12 dzielnic, z których każda składa się z mniejszych jednostek administracyjnych.
Southbay jest domem dla wielu muzeów oraz galerii sztuki, jednak głównie zasłynęło przez bogatą scenę operową oraz koncertową. Wielu znanych artystów właśnie tutaj rozpoczynało swoją karierę – Jimmy Clawdrix czy Luciano Parotti to najsłynniejsi mieszkańcy. Jednak nie na nich koniec, bowiem młode talenty Southbay szybko wykuwają swoją drogę w karierze muzycznej. Dea Wolffer – utalentowana DJka i piosenkarka muzyki electro-swing oraz Leon Huntley – niezwykle uzdolniony śpiewak operowy są, obecnie głównymi gratkami dla spragnionych muzycznych wrażeń.”
Jessie zamknęła poradnik podróżny i schowała go do torebki. Czytała go już wielokrotnie, jednak czytanie i oglądanie rzeczy, które już znała dawało jej poczucie spokoju i ugruntowania w rzeczywistości. Za oknem powoli zaczął przewijać się peron. Pociąg zaczął zwalniać, by po chwili zatrzymać się na ostatniej już stacji.
“Southbay – Południe. Możliwość przesiadki na inne linie kolejowe oraz metro. Prosimy uważać przy wysiadaniu i dziękujemy za wybranie Linii Koralowych. Pociąg kończy bieg”. – komunikat z głośnika wydawał się poważniejszy niż wszystkie poprzednie.
Spokojnie Jessie. To tutaj wysiadasz i zaczynasz nowy rozdział życia. Będzie dobrze. Poznałaś świetną tygrysicę, która zachwalała to miasto. Będzie dobrze, na pewno. A teraz… idziemy!
Zagrzana do boju, Jessie chwyciła swoją torebkę, ściągnęła z półki wielką walizkę i ruszyła do wyjścia z wagonu. Promienie południowego słońca przebijały się przez szklany dach peronu, oświetlając drewniane wnętrze budynku. Pierwszym co zwracało uwagę był zapach oceanu, który przebijał się nawet przez tłoczną stację kolejową. Powietrze nie tylko pachniało inaczej, ale było bardziej rześkie. Oceaniczna natura miasta objawiała się od pierwszych chwil. Jessie wzięła głęboki oddech i w końcu stanęła na ziemi.
Rozejrzała się wokół, szukając zejścia do głównego holu. Szybko namierzyła ruchome schody i niepewnym krokiem podreptała w ich stronę. Jadąc w dół ustawiła adres swojego nowego mieszkania w nawigacji. Czas podróży piechotą wynosił około trzydziestu minut, lub piętnaście, jeśli skorzystałaby z komunikacji miejskiej. Była przed czasem, więc postanowiła zrobić sobie spacer. Walizka nie była dobrym kompanem do takiej eskapady, jednak to, że miała duże kółka i wygodną rączkę, pozwalał wybaczyć niedogodność wynikającą z jej towarzystwa.
Przechodząc przez stację kolejową zobaczyła więcej ras i gatunków niż przez całe życie w swoim rodzinnym mieście. Od tych dość popularnych jak psowate i kotowate, aż do ras rzadszych jak krokodyle czy binturongi. Jeśli na samym dworcu jest tak… różnorodnie, to co dopiero czeka mnie w mieście? Przynajmniej nie będę odstawać jako gekonka.Nie chciała zwracać na siebie uwagi, wolała wtopić się w tłum, szczególnie teraz, kiedy wszystko wokół niej zdawało się być przytłaczające.
Głośny stukot kółek walizki nadawał rytmu jej krokom, kiedy wyszła z budynku dworca by stawić czoła Southbay jako jego nowa mieszkanka. Spoglądając co chwila na nawigację, gekonka wyruszyła w gąszcz wysokich wieżowców, czyli dzielnicy biznesowej. Miała do pokonania kilka przecznic by wejść do docelowej dzielnicy mieszkalnej. Słońce odbijało się kolorowymi rozbłyskami od szklanych gigantów migając w oczach, kiedy mijała kolejne biurowce. Ulice były tłoczne od gęstego ruchu samochodów oraz licznych pracowników stojących przed budynkami. Spodziewała się widzieć głównie garnitury i eleganckie garsonki, jednak prawie każdy kogo mijała ubrany był wygodnie i kolorowo.
Spojrzała ponownie na telefon, zostało kilka minut do celu jej podróży. Zatrzymała się na chwilę by pomasować obolały od ciągnięcia walizki nadgarstek i rozejrzała się po okolicy jej bloku. Kilka knajpek, jakaś kawiarnia, trochę dalej herbaciarnia. Z pewnością będzie miała co zwiedzać w czasie wolnym. Budynek, który miała zamieszkiwać miał ozdobną fasadę w kremowym kolorze, a przed każdą klatką schodową znajdowały się duże donice z krzewami jałowca.
Teraz najgorsze. Poznanie mojej współlokatorki. Rozmawiałaś z nią już przez telefon… Nie stresuj się, Jessie, dasz radę. Musisz tylko zrobić dobre pierwsze wrażenie i upewnić się, że się polubicie, bo inaczej mieszkanie razem będzie straszne. A co jeśli mnie nie polubi? Jeśli będzie wredna i będzie się nabijać…Jessie poczuła zacieśniającą się pętlę na karku, krople potu pojawiające się na czole i to nieprzyjemne uczucie głowy lżejszej od reszty ciała. Wzięła kilka głębokich wdechów i starała się ugruntować w rzeczywistości. Przypomniała sobie rozmowę z tygrysicą w pociągu, tam też mogło pójść źle, a wyszło z tego niesamowicie miłe spotkanie. Po kolejnym głębokim oddechu, chwyciła w końcu za klamkę i otwarła drzwi do klatki schodowej. Rozpoczęła powolną wspinaczkę na trzecie piętro, obładowana bagażami.
—
– No, ma być niedługo. – Oposica zaciągnęła się papierosem, powoli wypuszczając dym nosem. – Mam nadzieję, że będzie lepsza niż ostatnia. Jeśli jeszcze raz musiałabym słuchać o zaletach diety kapuścianej i kryształach mocy to nasze następne spotkanie byłoby w trakcie widzenia w więzieniu, gdzie siedziałabym za morderstwo ze szczególną brutalnością… – Warknęła do telefonu po czym rozsiadła się wygodniej na parapecie balkonu.
– Taaaa. A pamiętasz jak ci ascendanty sprawdzała? – Jej rozmówczyni zapytała z rozbawieniem.
– Nawet mi, kurwa, nie przypominaj, bo myślałam, że mnie wtedy rozniesie. No, ale ta nowa. Po rozmowie przez telefon brzmiała jak totalny normik, więc może być różnie.
– Ja jedynie mam nadzieję, że ma lepszy styl żywienia niż ty.
– Co? Co ci nie pasuje?
– Lucy, ty żywisz się wyłącznie fast foodami i żarciem z mikrofali. Jakim cudem ty jeszcze żyjesz i nie ważysz trzysta kilogramów, to wciąż dla mnie zagadka.
– Po pierwsze to: spieprzaj dziadu. A po drugie, jako opos mogę jeść co chcę! To się nazywa przewaga gatunkowa! – Lucy odgryzła się z dumą w głosie. Zaciągnęła się ponownie dymem po czym zgasiła resztę papierosa w popielniczce.
– Dobra, dobra. Powtarzaj to sobie, zobaczymy za parę lat jak ci odetną stopę przy samej dupie.
Rozmowę przerwał dzwonek do drzwi. Lucy wypuściła dym za barierkę balkonu i odwróciła się w stronę wnętrza mieszkania.
– Przyszła. Dam ci znać wieczorem w klubie jak poszło.
– Dobra, powodzenia.
– Nie potrzebuję…
– Nie tobie, Lucy, to jej życzę powodzenia.
– Pozwolę sobie powtórzyć: spieprzaj dziadu. Dobra, do wieczora.
Oposica zakończyła połączenie i schowała telefon, wchodząc przez próg balkonu do mieszkania. Poprawiła spódniczkę w czarno-białe paski i ruszyła w stronę drzwi.

Dodaj komentarz