Odcinek 1: Witamy w Southbay (1)

Wybieraj: albo twoja “kariera”, albo ja. 

Pożegnanie z miastem rodzinnym nie przebiegło tak, jak sobie to wyobrażała, choć wszystko zapowiadało się przecież świetnie. Wyjazd do większego miasta, staż w redakcji i możliwość rozwijania się jako dziennikarka. 

Wyjrzała za okno ocierając łzę z policzka. Nie chciała robić sceny w pociągu. Za wszelką cenę starała się trzymać nerwy na wodzy, bo ktoś mógł wejść do przedziału i zauważyć jej czerwone oczy. Wsłuchała się w jednostajny stukot kół pędzących po szynach. Pola uprawne w oddali leniwie kołysały się na wietrze oświetlane porannym słońcem. Idylliczny widok nie zdawał się łagodzić jej skołatanych nerwów. Wątpliwości, czy postąpiła słusznie wyjeżdżając z domu, nie odpuszczały. Praca dziennikarki od zawsze była jej celem. Miała nadzieję, że Michael wyjedzie z nią, będzie ją wspierał, jednak myliła się, tak bardzo boleśnie się myliła. Zamiast tego dostała ultimatum: związek lub spełnienie marzenia.

Jego strata, jeszcze mu pokażę. Osiągnę prawdziwy sukces i przyjadę do Timberhill jako słynna dziennikarka i zobaczymy jak mu mina zrzednie! 

Starała dodać sobie otuchy, jednak w głębi serca czuła, że żal jej tego co straciła. Nie znała zresztą niczego innego, Michael był jej pierwszą miłością.

Kogo ja oszukuję? Zapewne nikt o mnie nigdy nie usłyszy. Będę pisała horoskopy w jakiejś gazecinie za parę groszy. Co, jeśli dokonałam złego wyboru? Jeśli miał rację w tym, że miałam zostać w…

Jej mentalną spiralę przerwało szuranie drzwi przedziału. Najpierw wjechał niewielki, sportowy wózek, w którym małe tygrysiątko pieczołowicie obgryzało sporego chrupka kukurydzianego. Prowadząca wózek tygrysica uśmiechnęła się szeroko i skinęła głową. Gekonka otarła szybko oczy i skupiła wzrok na wyjętym naprędce telefonie. Nie chciała by ktoś zauważył, że płakała.

– Dzień dobry. Czy miejsca tutaj są wolne? – Kobieta spytała grzecznym tonem, jednak nie czekając na odpowiedź zaczęła wyciągać malucha z wózka.

– T…tak, oczywiście. – Przełknęła i stłumiła łamiący się głos.

Tygrysica przechyliła lekko głowę, po czym usiadła, trzymając dziecko na kolanach.

– Pogoda dzisiaj dopisuje. Nie za ciepło, nie za zimno, w sam raz na małą wyprawę. Prawda, Tommy? 

Maluch kiwnął głową, wciąż zajmując się chrupkiem, który kurczył się w oczach.

Gekonka nie była chętna na gadanie o niczym. Miała ważniejsze problemy na głowie niż pogoda, ale coś w ciepłym tonie tygrysicy sprawiało, że trudno było ją zignorować. 

– Tak, dobrze, że nie pada… – Spojrzała na wielką walizkę na półce nad głową. – Nie chciałabym tego taszczyć w deszczu.

– Wyjazd wakacyjny? 

– Nie. Przeprowadzam się do Southbay. – Głos gekonki ponownie zaczął się łamać. Pierwszy raz powiedziała to na głos od momentu rozstania z… nim.

Tym razem nawet mały tygrysek spojrzał na nią ciekawsko.

– To piękne miasto. Pokochasz je od razu! Mieszkam w nim od wielu lat, więc wiem co mówię. Jedziesz za pracą? Czy może studia?

Dlaczego ona tak drąży?Gekonka westchnęła w myślach.

– Praca. Dostałam się na staż w redakcji lokalnej gazety. 

I dlaczego jej odpowiadam!?Nie była pewna, czy to ciepły ton głosu tygrysicy, czy może jej typowo matczyne zachowanie i mina. Coś sprawiało, że chciała się przed nią otworzyć. Choć może po prostu potrzebowała pogadać z kimkolwiek na temat swojej sytuacji, od rozstania nie miała się komu zwierzyć ze swoich problemów.

– Och, dziennikarka? Koniecznie musisz mi powiedzieć jaka to gazeta. Na pewno będę czytać twoje artykuły. 

– Dlaczego? Przecież nawet nie wie pani jak mam na imię…

– No tak. Candy. – Wyciągnęła dłoń do gekonki.

– Ummm… Jessie. – Odwzajemniła gest. Uścisk tygrysicy był zdecydowanie silniejszy niż się tego spodziewała.

– Teraz już wiem czyich artykułów wypatrywać. – Candy zaśmiała się, strzygąc uszami.

– Miau! – Maluch wydał z siebie niezadowolone mruknięcie gdy pominięto go przy przedstawianiu się.

– Ach, no i oczywiście mój syn, Tommy. Jakże mogłam zapomnieć o tobie. Książę nie lubi być pomijany.

Maluch zamruczał zadowolony, gdy został oficjalnie zaanonsowany oraz nagrodzony kolejnym chrupkiem. 

Jessie uśmiechnęła się delikatnie do dziecka, tygrysek w odpowiedzi powoli zamerdał końcówką ogona i przechylił lekko głowę. Gekonka lubiła dzieci, jednak nie wiedziała jak zachować się przy takich maluchach. Większość jej kuzynostwa była w wieku szkolnym, więc to z taką młodzieżą miała najwięcej doświadczenia.

– Skąd jesteś, Jessie?

– Z Timberhill. Małe miasteczko na północy. – Zastanowiła się chwilę. Chciała dodać coś więcej na temat swojego rodzinnego miasta, jednak trudno było znaleźć coś co wyróżniałoby je spośród innych okolicznych mieścin.

– Oj, kojarzę tylko z nazwy. To parę godzin drogi, prawda? 

– Tak, w sumie w pociągu siedzę już od jakichś trzech godzin.

– Mam nadzieję, że coś zjadłaś. Tyle czasu o głodzie… – Candy zmartwiła się i spojrzała w oczy gekonki. 

Choć tygrysica wyglądała na ledwie parę lat starszą od niej, Jessie poczuła się jakby rozmawiała z własną mamą. Nie chciała się przyznać, ale ostatni raz jadła przed wyjazdem. Stres związany z wyjazdem i wszystkim wokół niego strasznie zaciskał jej żołądek. Poczuła uderzenie gorąca i nieprzyjemną lekkość w głowie. Lęk i żal ponownie próbowały sforsować barierę emocjonalną. Powstrzymywanie łez wymagało sporo siły.

– Coś jest nie tak? – Tygrysica pochyliła się i delikatnie położyła dłoń na ramieniu gekonki. 

Nie była pewna czy to przez ciepły dotyk, czy brak sił do dalszego powstrzymywania się, ale w końcu pękła. Po policzkach zaczęły spływać łzy, i choć bardzo się starała, to nie mogła już tego zatrzymać. Jessie rozkleiła się, kuląc się na siedzeniu i wkładając głowę między kolana.

To nie tak miało wyglądać! Wszystko jest źle! Czemu jadę sama? Po co w ogóle jadę? Jeszcze teraz rozkleiłam się przy jakiejś obcej kobiecie w pociągu. Czy mogę upaść jeszcze niżej?

Nie cierpiała wpadać w te pętle lęku. Traciła wtedy kontrolę nad emocjami, a najgorsze scenariusze wypełniały jej myśli. Organizm reagował na stres nieprzyjemnym uczuciem lekkości i zawrotami głowy, tylko napędzając cały mechanizm. Terapia pomogła jej wypracować sposoby na radzenie sobie z takimi stanami, jednak tym razem to nie pomagało. W takich sytuacjach jedyną nadzieją były leki, albo próba ugruntowania się w rzeczywistości.

– Już, już… Dasz sobie radę. Wyrzuć to z siebie. – Nawet nie zauważyła kiedy Candy usiadła obok niej i delikatnie głaskała ją po głowie.

– Przepraszam… Ja po prostu… – Jessie pociągnęła nosem, starała się uspokoić oddech. Dotyk nieznajomej był niespodziewany, jednak zapewnił jej tak bardzo potrzebną kotwicę w realnym świecie. – Dużo się wydarzyło…

Nie cierpiała wpadać w te pętle lęku. Traciła wtedy kontrolę nad emocjami, a najgorsze scenariusze wypełniały jej myśli. Organizm reagował na stres nieprzyjemnym uczuciem lekkości i zawrotami głowy, tylko napędzając cały mechanizm.

– Ciii. Za chwilę możesz mi opowiedzieć. Teraz weź kilka głębokich wdechów i na spokojnie dojdź do siebie. – Głos tygrysicy działał kojąco, a jej dotyk był niesamowicie miękki.

Jessie wytarła łzy w rękawki i usiadła prosto. Oczy miała mocno czerwone, jednak wyglądała na zdecydowanie spokojniejszą. Candy odsunęła się powoli, po czym wróciła na swoje miejsce. Posadziła Tommiego na kolanach, maluch skończył już batalię z chrupkiem, skupiając swoją uwagę na pociągającej nosem gekonce. Cisza w przedziale nie trwała długo, tygrysica wyjęła z dużej jutowej torby szklany pojemnik. Postawiła go na stole i podsunęła w stronę Jessie. 

– Na poprawę humoru. – Mruknęła z uśmiechem. 

Gekonka otarła policzki i spojrzała na to, co podała jej Candy. W pojemniku znajdował się kawałek ciasta. Jessie nie czuła ani głodu, ani chęci na coś słodkiego, jednak głupio było jej odmówić, szczególnie biorąc pod uwagę to, jak miło potraktowała ją tygrysica. Przysunęła pudełko bliżej i otwarła je powoli. Bogaty aromat czekolady i kakao wypełnił jej nos w stopniu jakiego się nie spodziewała. Brownie znajdujące się w środku delikatnie lśniło, już na pierwszy rzut oka wyglądało na niesamowicie miękkie i wilgotne. Jasne kawałki orzechów włoskich przełamywały głęboki brąz czekoladowej masy. Jessie poczuła, że może jednak pośpieszyła się z brakiem ochoty na słodkości.

Delikatnie chwyciła ciasto i podniosła je, potwierdzając swoje przypuszczenia o miękkości wypieku. Pierwszy kęs był równie oszałamiający jak wrażenia po otwarciu pojemnika. Brownie było idealnie wilgotne, zaś głęboki smak czekolady przeplatany orzechowymi nutami zdominował jej doznania. Lęki zostały chwilowo zepchnięte na dalszy plan, kiedy ciasto rozpływało się w ustach. 

– Mam nadzieję, że wyszło znośne. – Candy dodała z udawaną skromnością. – To eksperymentalny przepis, więc wciąż jest w fazie testowania różnych opcji.

– Fo fesf fanfasfyszne… – Wyrwało jej się w odpowiedzi. Przełknęła i otarła usta z okruszków. – Przepraszam, chciałam powiedzieć, że to najlepsze brownie jakie jadłam w życiu!

– Oj nie przesadzaj, ale bardzo miło mi to słyszeć. – Tygrysica skinęła głową.

Tommy wyciągnął drobne łapki w stronę gekonki i zaciskając piąstki miaukał głośno.

– Ja kcem…

Jessie spojrzała na tygrysicę, otrzymawszy jej zgodę podała mały kawałek w dłonie Tommy’ego. Ten uśmiechnął się szeroko i w mgnieniu oka spałaszował podarowany mu smakołyk.

– Pracujesz w cukierni? – Spytała z ciekawością.

Tygrysica pokręciła lekko głową.

– Nie jestem cukiernikiem z zawodu ani wykształcenia. Mam mały domowy biznes, robię ciasta na zamówienie. Ale nie mam czasu na reklamowanie się ze względu na obecnego tutaj małego księcia. – Zaśmiała się krótko i pogładziła malucha po głowie.

– Już wiem o kim chciałabym napisać pierwszy artykuł. – Jessie odparła pół żartem, bo choć temat wydawał się błahy czuła, że te wypieki koniecznie wymagają większego rozgłosu.

– Oj, nie trzeba, moja droga. Ale jest mi bardzo miło. A teraz, opowiedz mi gdzie będziesz mieszkać. Do Southbay zostało nam jeszcze trochę drogi.

Dodaj komentarz

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany. Wymagane pola są oznaczone *